Przygodę z produktami do włosów firmy Garnier rozpoczęłam, sięgając po wzmacniający szampon Fructis Fresh do włosów normalnych, szybko przetłuszczających się.
Nie zawiodłam się na nim, często do niego wracałam. Po jego zastosowaniu widziałam, że moje włosy są błyszczące, wyglądają zdrowo i pachną świeżością, poza tym, przy regularnym stosowaniu, zdecydowanie mniej się przetłuszczały. Stopniowo zaczęłam eksperymentować z innymi kosmetykami do włosów tej firmy, aż trafiłam na serię Garier Fructis Goodbye Damage do włosów bardzo zniszczonych z rozdwojonymi końcówkami. Przede wszystkim serum Goodbye Damage z tej serii, pozytywnie mnie zaskoczyło.
Włosy mniej się kruszą i nie rozdwajają
Serum świetnie zabezpiecza włosy przed gorącą temperaturą, więc zanim sięgnę po prostownicę lub lokówkę, nakładam odrobinę produktu na same końce lub wcieram do połowy włosa. Zaobserwowałam, że dzięki temu końcówki nie niszczą się tak bardzo, nie kruszą i nie rozdwajają. Przy regularnym stosowaniu serum, włosy są zdecydowanie bardziej nawilżone i wyglądają zdrowo, nie elektryzują się i nabierają połysku. Oczywiście trzeba uważać, żeby nie przesadzić z ilością lub nałożyć zbyt blisko skóry głowy, żeby ich nie przetłuścić. Dużym plusem jest przyjemny zapach, który kojarzy mi się z egzotycznymi owocami i wygodne opakowanie z pompką.
Regeneracja, dla kogo?
Całą serię Garnier Fructis Goodbye Damage polecam wszystkim kobietom, które mają problem z suchymi lub przesuszonymi włosami oraz zniszczonymi końcówkami. Taka regeneracja może okazać się przydatna przede wszystkim dla osób farbujących włosy oraz używających na codzień suszarki lub lokówki. Gorąca temperatura oraz farbowanie mają duży wpływ na stan włosów a serum w mojej ocenie, skutecznie przywraca blask i piękny, zdrowy wygląd. Włosy na pewno będą wdzięczne za taki zastrzyk regeneracji i odżywienia.